I nagle Mark zrozumiał, czym naprawdę jest miłość. Tym razem Pijak nie spuścił wzroku i po raz pierwszy zwyczajnie się uśmiechnął: - Wcale nie. Planowałem zamieszkać tu z Henrym, ale wszystko się zmieniło. I to otoczenie... Ogromna jadalnia na kilkadziesiąt osób, pozłacane sztukaterie na ścianach i suficie, pąsowe draperie, marmurowy kominek, portrety dostojnych przodków, świe¬ce, kryształy, srebra, wyrafinowana kompozycja z kwiatów i owoców na rzeźbionym kredensie... Wszystko to mogło wywrzeć piorunujące wrażenie na kimś takim jak ona. Prze-niosła spojrzenie na Marka i natychmiast pomyślała, że ża¬den splendor i bogactwo nie są w stanie wywrzeć na niej większego wrażenia niż ten mężczyzna. Wystarczało jedno jego spojrzenie, by wstrzymywała oddech. Zwłaszcza, gdy się uśmiechał... ty masz zrobić..." -pomyślała Róża, a głośno powiedziała: kobietą, której nie pragnę. Musisz o tym wiedzieć, Sayre. Problem w tym... - przysunął się do niej prowokująco blisko. - Problem w tym, że pragnę ciebie. Mógł ją mieć. W tej chwili chłonęła go wszystkimi zmysłami. Upijała się jego bliskością, pragnąc go z tą samą szaloną, ślepą, niemożliwą pasją, z jaką Beck chciał jej. - Przeklęta ironia - powiedział schrypniętym głosem. - Zielone światło dane mi przez Huffa powstrzymuje mnie przed zrobieniem czegoś więcej. - Powoli zaczął odsuwać ją od siebie, aż wreszcie przestali się dotykać. - Chcę być w tobie, ale niech mnie diabli, jeśli pozwolę, byś wątpiła w moje intencje. 27 Głowę Huffa spowijał obłok dymu z papierosa, którego trzymał w kąciku ust. Stojąc na pirsie, w szerokim rozkroku, z dłońmi na biodrach wpatrywał się z niezadowoleniem w pikietujących ludzi. Około czterdziestu mężczyzn wyposażonych w podburzające transparenty maszerowało powoli, w milczeniu, tworząc krąg przy zjeździe z autostrady, tuż przed główną bramą wjazdową do Hoyle Enterprises. - Jak długo już tu są? W grupie ludzi asystujących Huffowi był Chris, kilku brygadzistów i kierowników. Wszyscy zostali wywołani z domów, niektórzy wyrwani z łóżek i postawieni w stan pogotowia w związku z najnowszymi wydarzeniami. Fredowi Decluette'owi przypadła niefortunna rola powiadomienia wszystkich, że pojawiły się pikiety, więc teraz poczuł się w obowiązku odpowiedzieć na pytanie Huffa. - Zaczęli się zbierać około dziesiątej i rozpoczęli marsz, zanim przyszła druga zmiana. - Sprowadź tutaj Rudego. Niech ich aresztuje za bezprawne naruszenie własności prywatnej. - Nie może tego zrobić, Huff - odezwał się Chris. - Dopóki pozostają po tamtej stronie płotu, znajdują się na gruncie publicznym. Na nieszczęście przez tę bramę przechodzą wszyscy robotnicy meldujący się na kolejne zmiany. Nie można uniknąć tego, że ich zobaczą. - Poza tym, uzyskali pozwolenie na przeprowadzenie pikiety - dodał George Robson. - Zabezpieczyli się ze wszystkich stron. - Czy ktoś ma dla mnie jakieś dobre wiadomości? - warknął Huff. - Dobrą wiadomością jest to, że ich pozwolenie jest ważne jedynie wtedy, gdy demonstracja pozostaje pokojowa - rzekł Chris. - Myślę, że musimy dopilnować, aby taką nie była. W grupce obserwatorów rozległy się śmiechy. Huff spojrzał na Freda Decluette'a. - Twoi chłopcy są gotowi? - spytał. Fred skinął głową, lecz Huff wyczuł wahanie w jego postawie, - O co chodzi, Fred? Powiedz. Czy muszę z ciebie wyciągać każdą rzecz? - Możemy się spotkać z oporem ze strony naszych własnych ludzi. - Fred spojrzał wkoło niepewnie. - Poszły plotki, że niektórzy robotnicy mogą się przyłączyć do pikiety. Huff rzucił papierosa pod nogi i zmiażdżył butem. - Zaraz się tym zajmę. Całą grupą weszli na teren przedsiębiorstwa i pięć minut później zgromadzili się wszyscy w gabinecie Huffa, pod ścianą okien wychodzących na halę fabryczną. Wszyscy pracowali jak zwykle, ale niezbyt energicznie. Można było wyczuć wszechobecne napięcie. - Czy głośniki są włączone? - spytał Huff. Chris przełączył kilka dźwigni na konsoli węzła radio-wego. - Teraz już tak. Huff wziął mikrofon i dmuchnął weń, testując jego sprawność: - Chyba Wasza Wysokość zapomniał swoich książęcych bamboszy. - Ponieważ tak naprawdę jestem inżynierem, projektuję tamy, zbiorniki wodne, systemy kanałów nawadniających. Nie zamierzam rezygnować z mojej pracy. Zamówiła do pokoju porcję jedzenia dla niemowląt. Gdy przyniesiono duszone jabłka, posadziła sobie Henry'ego na kolanie i nabrała trochę jedzenia na łyżeczkę. Chłopczyk automatycznie otworzył buzię, ale Tammy nie zamierzała go karmić w taki sposób, w jaki robiono to dotychczas. Zro¬biła to samo, co robiła przed laty z Lara. I nagle zrozumiał, że znalazł swoją drugą połowę. To właśnie jej brakowało mu do szczęścia. Właśnie jej - dziel¬nej, niezależnej, spontanicznej, bosej, dziko upartej. Właśnie jej - wrażliwej, oddanej Henry'emu, kruszącej pancerz, jaki otaczał jego poranione serce. Nie tylko ty masz swoją ukochaną pracę. - Wskazała na wciąż włączony laptop. - Swoją drogą, ciekawy system na¬wadniający. Nie znam się na geografii, ale coś mi się zdaje, Tammy przeszła przez apartament jak tornado, rzucając na fotel wszystko, co było dziecku potrzebne. Ani na mo¬ment nie przestała przytulać chłopczyka do siebie, jakby w obawie, że Mark go porwie. - Tak - odpowiedział Pijak po bardzo długiej chwili milczenia. 7 lutego: czy to niedziela handlowa?
Podniosła wzrok i dopiero wtedy spostrzegła pełen sa¬tysfakcji uśmiech na twarzy Marka. On sądził, że ją kupił! - To jakaś młoda Australijka - powiedział z ociąga¬niem. - Zatrudniłem ją przez agencję. Robiłem to w olbrzy¬mim pośpiechu, bo nagle okazało się, że nikt o niego nie dba. Pani matka wcale się nim nie zajmowała. - Tak? - W jej głosie brzmiała zjadliwa ironia. – Ma może podpisać jakąś ustawę? Waloryzacja rent i emerytur 2021
mieszkania – czyli mam alibi. Mój samochód, stojący na zewnątrz, utwierdzi ich w tym Nie! Liście znieruchomiały w ten upalny, bezwietrzny dzień. Bentz wytężył wzrok. Wiedział, www.rally-cars.com.pl/page/2/
202 – I wie o tym. – Hayes poczuł, że nadciąga ból głowy. – Nie wyglądał mi nigdy na gościa, Puścił to mimo uszu. Z niepojętych przyczyn Bledsoe wydawał się zazdrosny o jego Kalkulator brutto-netto
To był najdłuższy miesiąc w życiu Marka. - To nie twoja sprawa. Przestań gadać i śpij wreszcie. zmieni wasz świat. Sayre mówiła z takim przekonaniem, że zrobiło mu się żal, że jest aż tak naiwna. - Sayre, tutaj nic się nie zmieni, dopóki Huff się na to nie zgodzi. - Niedługo to może się zmienić. - Ten atak serca... - Nie był zbyt poważny. Huff prawdopodobnie przeżyje nas wszystkich. Ja mówiłam o rządzie federalnym. Strajk, nie strajk, kilka agencji siedzi mu na karku. Jeżeli Huff nie wprowadzi w fabryce kilku bardzo poważnych modernizacji, musi się liczyć z zamknięciem odlewni. Ale to wcale nie będzie oznaczało zwycięstwa, prawda, Clark? Bez jego fabryki, co się stanie z Destiny? Pomyśl, co się stanie z tymi wszystkimi rodzinami, które przez tyle pokoleń utrzymywały się z pracy w odlewni. - Przerwała dla zaczerpnięcia oddechu. - Trzeba wprowadzić zmiany i to szybko. Inaczej wszyscy przegramy - dodała żarliwie. - Mógłbyś sprawić, że wypadek Billy'ego Paulika będzie miał jakiś sens. Wiem, że proszę cię o coś, co nie będzie łatwe, Clark. Będziesz musiał nieźle się uwijać i być bezwzględny żeby zaskarbić sobie zaufanie i szacunek kolegów. Clark potarł szczękę, czując pod palcami szczecinę. Zawstydził się, że po raz kolejny przyłapała go nieogolonego, lecz jednocześnie uświadomiło mu to, jak nisko upadł. - To trudne zadanie. - Zdaję sobie sprawę, o co cię proszę. - Nie jestem tego pewien. - Byłam w hali fabrycznej, Clark, - Słyszałem o tym. - Wiedziałam już wcześniej, że jest źle, ale, szczerze mówiąc, nie zdawałam sobie sprawy, że jest aż tak tragicznie. Warunki pracy są średniowieczne. Jak możecie to znosić? - Nie mamy wielkiego wyboru. - Teraz macie. Muszą zostać wprowadzone zmiany, i to drastyczne. To imperatyw. - Zgadzam się z tobą, ale nie jestem odpowiednim człowiekiem do przeprowadzenia tej akcji, Sayre. - Jesteś urodzonym przywódcą. - Może byłem, dawno temu. Czy wyglądam dla ciebie na kogoś, kto mógłby poprowadzić ludzi? - Nie - warknęła. - Wyglądasz jak cholerny tchórz. Tak - dodała, widząc jego zaskoczenie. - Tamtego dnia powiedziałeś mi, że potrzebujesz celu w życiu, żeby wrócić na właściwy tor, że chciałeś to zrobić dla swojego syna. Dzisiaj daję ci tę możliwość, a ty się wycofujesz. Dlaczego? Czego się boisz? - Przegranej, Sayre. Przegranej. I dopóki nie przestaniesz dorabiać się w szybkim tempie, jeździć kosztownymi wozami, dopóki nie upadniesz tak nisko, że codzienne wstawanie z łóżka stanie się dla ciebie wysiłkiem, który wymagać będzie całej twojej siły woli, nie zrozumiesz, co to jest być przegranym. Nie wiesz jak to jest, chodzić ulicami i patrzeć, jak ludzie, którzy kiedyś wiwatowali na twoją cześć na trybunach, teraz potrząsają głowami i szepczą coś do siebie o zmarnowanym życiu - przerwał, żeby się pozbierać, zrozumiał bowiem, że jest zły na siebie, nie na Sayre. - Masz cholerną rację, boję się. Boję się nawet mieć nadzieję. Jego słowa wprowadziły ją w przygnębienie. - Mylisz się, Clark - odezwała się bardzo cicho. - Wiem doskonale, jak to jest, gdy wstawanie z łóżka wymaga nieludzkiego aktu woli - odetchnęła głęboko i wzdrygnęła się, jakby przeszedł ją dreszcz. - Ty jednak wciąż jeszcze stoisz na rozstaju dróg. Możesz nie zrobić nic, powiedzieć „nie" i nadal żyć tak jak teraz, przygnębiony sobą i życiem, topiąc rozczarowania w whisky, Tammy zmieszała się ogromnie. Ilu spotkała w życiu mężczyzn, którzy mieli zwyczaj całować damę w rękę? Ani jednego! - Nie wystarczy tylko być sobą. Trzeba chcieć tego i to umieć. Trzeba wciąż tworzyć siebie, aby być sobą... Ale Jej życie już i tak uległo radykalnej odmianie. Miała dziecko. Czy powinna do tego rzucić wszystko i jechać na drugi koniec świata? Nie lepiej zostać? A jeśli kogoś skrzywdzi swoją decyzją? Henry'ego? Nieznanych jej ludzi, mieszkańców małego księstwa, którym przecież też życzyła jak najlepiej? Marka? www.akcesoria-bhp.info.pl/page/3/